Zaloguj się Załóż konto
Polish (Poland)English (United Kingdom)

Zamieszki wywołali wandale czy dzieci kryzysu?

Brytyjczycy, a wraz z nimi cała Europa, są przerażeni zamieszkami, które objęły Londyn, a potem przeniosły się na inne brytyjskie miasta. Jedni widzą w nich tylko akty wandalizmu, inni twierdzą, że podłoże jest głębsze, że to działania dzieci kryzysu - "The Times".

Brytyjczycy są w szoku, dla wielu runął ich spokojny kraj, byli świadkami scen jak z linii frontu. I przekonali się też, że ich politycy zawiedli, nie dostrzegli, że gdzieś podskórnie tli się zarzewie społecznego konfliktu. Bo tłumaczenie obecnych zajść tylko wandalizmem, bez wyjaśnienia podłoża tych zamieszek, nic nie da.



Premier David Cameron stanął w obliczu poważnego kryzysu, jego szczęście polega na tym, iż niedawno zdobył władzę i swoimi działaniami stara się teraz nadrobić straty. Przede wszystkim zagrzmiał na bandytów, że skoro są świadomi tego, co robią, to będą traktowani jak każdy dorosły przestępca. O powadze sytuacji niech świadczy fakt, że zaraz po przylocie z przerwanego urlopu premier dzień w dzień spotykał się z Cobrą, to specjalny zespół antykryzysowy, w jego skład wchodzą szefowie najważniejszych resortów i służb, zwoływany jest przy okazji takich zdarzeń jak zamachy terrorystyczne, a taka poważna sytuacja ma miejsce teraz na Wyspach Brytyjskich.

Dostało się w tych dniach brytyjskiej policji, że kiedy zwykli mieszkańcy dostawali baty od bandytów, stróżów porządku nie było. Bo brytyjski gliniarz jak do tej pory miał być bardziej pomocnikiem dla zagubionych ludzi, bez broni i pałki nic nie znaczył wobec tłumów wandali. To się już zmieniło, kilkanaście tysięcy już uzbrojonych policjantów trzyma w ryzach Londyn, spokój wraca też do innych brytyjskich miast. Policjanci już mogą używać gumowych kul i działek wodnych. Czas pobłażania się skończył, jak mówi Cameron. Spokój wraca, ale nie znaczy to, że problemy ustąpiły.

Bo nie brakuje głosów, że zawiniły kryzys i ostre cięcia w wydatkach społecznych. Skoro każdy brytyjski resort musiał ograniczyć o jedną piątą swoje wydatki, to te na cele społeczne, na zasiłki i zapomogi też obcięto. Dotknęło to wielu ludzi, którzy mają problemy ze znalezieniem pracy, którzy głośno mówią, że sytuacja jest beznadziejna. I to tacy burzyli brytyjski spokój.

Długo jeszcze Brytyjczycy będą rozpamiętywali, dlaczego do tego doszło, czy runęła polityka łączenia wielu kultur, czy nie stanęli na wysokości zadania ci, którzy odpowiadają za ład i bezpieczeństwo w tym kraju? Brytyjczycy boją się, że podobne zjawiska mogą się pojawiać, a już na przykład głowę podnosi skrajna prawica, której członkowie mówią wprost: My sami zaprowadzimy porządek, my sami obronimy nasze dzielnice.

Kiedy zapadły ciemności, Tim Godwin, pełniący obowiązki szef londyńskiej policji, wystąpił do londyńczyków z niezwykłym apelem o opuszczenie ulic, żeby funkcjonariusze mogli stanowczo wkroczyć do akcji przeciwko chuliganom. W atmosferze narastającej krytyki postępowania policji minister spraw wewnętrznych Theresa May i burmistrz Londynu Boris Johnson skrócili urlopy. Anonimowe źródło w Westminsterze powiedziało "Timesowi": - Postępowanie policji budzi zastrzeżenia, ale na razie nikt nie wytyka palcem winnych. Wszyscy pamiętają o olimpiadzie i w rządzie toczą się gorące dyskusje. Politycy są zaskoczeni, że przywracanie porządku trwa tak długo.

Napięcie wciąż jest w Londynie, gdzie wszystko się zaczęło od zastrzelenia przez policję mieszkańca Tottenham. Odnotowano akty wandalizmu i pożary w Deptford, Lewisham, Peckham i Hackney. W Stratford, gdzie odbędą się igrzyska olimpijskie, policja chodziła od drzwi do drzwi i apelowała o zamykanie sklepów, restauracji, teatrów i kin, ponieważ przechwycono w internecie informację, że młodzi ludzie zwołują zamieszki. Podobne akcje funkcjonariusze przeprowadzili w innych częściach miasta.

Na prośbę policji West Ham i Charlton przełożyły mecze w ramach Carling Cup.
Scotland Yard oświadczył, że działania młodzieży są czysto przestępcze i przemoc nie będzie tolerowana, a akcja wyłapywania wandali będzie trwała.

Po powrocie z urlopu minister May udała się prosto na spotkanie z komisarzem Godwinem. - Nie owijajmy w bawełnę - to są zwykłe działania przestępcze - powiedziała. - Dlatego ci ludzie zostaną pociągnięci do odpowiedzialności i poniosą konsekwencje swoich czynów. Burmistrz Johnson wrócił z Ameryki Południowej i pojechał do Tottenham, gdzie zamieszki przyniosły 9 mln funtów strat. Rzecznik Johnsona początkowo twierdził, że powrót burmistrza byłby niepotrzebną reakcją na działania kryminalistów, ale zmienił zdanie i oświadczył, że burmistrz leci do kraju, aby okazać solidarność z policją na linii frontu.

Niepokój budzi nie tylko kwestia olimpiady, ale także karnawału w Notting Hill, który ma się odbyć pod koniec miesiąca. Funkcjonariusze dysponują informacjami, z których wynika, że zbuntowana młodzież zamierza zakłócić to wydarzenie.

Iskrą, która wywołała największy od dziesięcioleci pożar społeczny w Londynie, było zastrzelenie przez policję 29-letniego Marka Duggana w Tottenham. Początkowo pojawiły się informacje, że Duggan, który był uzbrojony, otworzył ogień, nim został zabity przez policjanta, później je zdementowano. Jedna z dwóch kul trafiła go w klatkę piersiową, a druga przeszła mu przez ramię i utkwiła w krótkofalówce innego funkcjonariusza.

Tymczasem przywódcy liberalnych demokratów zasygnalizowali, że wykorzystają obecny kryzys do utrącenia konserwatywnej koncepcji wprowadzenia wyborów na stanowiska szefów miejskich policji. Niezależnie od tego burmistrz Londynu Boris Johnson powiedział premierowi, aby zrezygnował z koalicyjnych planów redukcji policyjnych budżetów. Argumenty za cięciami "od początku były wątłe, a teraz zostały jeszcze bardziej osłabione", powiedział Johnson, który w przyszłym roku będzie się ubiegał o reelekcję. - To nie jest moment na myślenie o istotnej redukcji liczby etatów.

Jego apel poparła Partia Pracy, która skrytykowała rząd podczas czwartkowej nadzwyczajnej sesji parlamentu. Już w środę tysiące funkcjonariuszy policji jechały wspomóc swoich kolegów w miejscach najbardziej dotkniętych zamieszkami. Wzmocnienia wysłano do Birmingham i Manchesteru. Scotland Yard poinformował, że dopóki będzie to konieczne, na ulicach Londynu będzie pełniło służbę 16 tys. funkcjonariuszy.

Downing Street i ministerstwo spraw wewnętrznych przekonują, że mimo cięć w wysokości 1,9 mld funtów za cztery lata policja będzie funkcjonowała równie sprawnie jak dzisiaj. Konserwatywni posłowie podejrzewają jednak, że wyborcy nie zaakceptują redukcji liczby policjantów w okresie szalejącego bezprawia. Według samej policji cięcia oznaczają, że pracę straci ponad 16 tys.funkcjonariuszy, czyli tyle samo, ilu ich było na ulicach Londynu we wtorek i w środę wieczorem. Jednak ministrowie mówią, że redukcje dotkną głównie pracowników administracji.

Poseł David Davies skrytykował rząd za cięcia w policyjnym budżecie przy jednoczesnym utrzymaniu pomocy zagranicznej na dotychczasowym poziomie. - Całkowicie się zgadzam, że nasz kraj nie może nadal wydawać pieniędzy, których nie ma, ale nie sądzę, żeby społeczeństwo zrozumiało, dlaczego wydajemy miliony na programy pomocowe dla Indii, skoro nie jesteśmy w stanie utrzymać porządku na własnych ulicach.

- Z kolei liberalni demokraci mówią, że wyborcy nie zrozumieją koncepcji oszczędzania pieniędzy na liczbie funkcjonariuszy w sytuacji, kiedy wydaje się setki milionów funtów na wprowadzenie wyborów szefów miejskich policji. Koszty wprowadzenia systemu szacuje się na 130 mln funtów, a samych wyborów, które mają się odbywać co cztery lata, na 40 mln. Liberalno-demokratyczni posłowie będą namawiali minister spraw wewnętrznych Theresę May do rezygnacji z tego eksperymentu. Doradcy Nicka Clegga obawiają się, że wydawanie milionów na ten program przy jednoczesnej redukcji policyjnych etatów będzie prezentem dla Partii Pracy.

Źródło: polskatimes.pl
-
 
Dziękujemy za przeczytanie artykułu do końca! Zachęcamy do odwiedzenia naszego Facebooka, Twittera i YouTube. Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.


Czytaj poprzedni artykuł:
Policja krytycznie o zatrudnieniu amerykańskiego eksperta
 Czytaj następny artykuł:
Uratuj głodujące dziecko!