Zaloguj się Załóż konto
Polish (Poland)English (United Kingdom)

Banki oszczędzają, ludzie tracą

altBrytyjczycy tną wydatki na pomoc społeczną, to samo robią Niemcy, Portugalczycy i Hiszpanie. Oszczędzają korporacje, miasta, banki. Wielka operacja czyszczenia budżetów państw i dopinanie bilansów firm to współczesna rzeczywistość całej Europy.

Dotyczy ona nie tylko obywateli korzystających z pomocy socjalnej państw, ale również właścicieli firm, osób rozkręcających własny biznes, przedsiębiorców startujących z nowymi pomysłami. Ponieważ to oni muszą korzystać z usług sektora finansowego – kredytów, kont, pośrednictwa w realizacji płatności – oszczędności w bankach wcześniej czy później odczują na własnej skórze.

Kłopot polega na tym, że finansiści zaciskają pasa na wycinaniu tylko tej działalności, która przynosi im mniejsze zyski. Nie ograniczają więc operacji na międzynarodowych rynkach finansowych, na spekulowaniu walutami czy handlu akcjami, bo dzięki nim zarabiają krocie. JPMorgan Chase, drugi bank w USA, zwiększył w pierwszym kwartale tego roku swoje zyski o 55 proc. – do 3,33 mld dolarów – dzięki bankowości inwestycyjnej, czyli obracaniu pieniędzmi na rynkach finansowych i surowcowych.

Gigantyczny strumień pieniędzy krążących po świecie zmienił tylko kierunek, ale nie wysechł. Banki potrzebują teraz armii speców od obligacji i rynków surowcowych. A także od metali szlachetnych, skoro złoto przebija granicę 1540 dolarów za uncję. Znany ekonomista David Rosenberg, który przewidział obecną recesję, prognozuje, że w ciągu kilku lat jego cena osiągnie 3 tys. dolarów za uncję. Wielu ekspertów puka się w czoło i przytacza słynną prognozę 200 dolarów za baryłkę ropy, wydaną przez analityków Goldman Sachs. Ale czy to oni mają rację, czy Rosenberg? We wtorek John Paulson, inwestor o światowej renomie, miał powiedzieć, że cena złota dojdzie do 4 tys. dolarów w ciągu najbliższych 3–5 lat.



Na pewno nie warto rezygnować z takiego biznesu, tak jak ze spekulowania na rynku ropy, miedzi, gazu, jena, dolara czy euro. Dlatego Morgan Stanley, wielki dostawca usług maklerskich, zapowiedział zwiększenie zatrudnienia w dziale zajmującym się handlem walutami.

Banki nigdy nie będą na tym oszczędzać. Owszem, zetną koszty, ale tylko tam, gdzie przewidywane zyski są niewielkie. Tak jak robi to Barclays, który zapowiedział, że będzie redukował etaty w dziale bankowości korporacyjnej, czyli w części zajmującej się obsługą firm. Barclays Corporate, który zatrudnia na świecie około 11 tys. pracowników, ograniczy zatrudnienie w swoim brytyjskim oddziale.

Co to oznacza dla klientów Barclays? Nic dobrego. Na pewno pogorszy się – już i tak mocno krytykowana – jakość obsługi małych firm w Wielkiej Brytanii. „Jesteśmy bardzo zaniepokojeni poziomem usług oferowanych przez banki klientom z segmentu drobnej przedsiębiorczości” – powiedział cytowany przez „Financial Times” Andrew Cave z Federacji Drobnej Przedsiębiorczości (FSB).
 
Takie oszczędności jak te, które przeprowadza Barclays, oznaczają między innymi, że jeden pracownik banku będzie obsługiwał nie dziesięć, ale dwadzieścia firm, na decyzję kredytową trzeba będzie czekać tygodniami, a eksperci finansowi będą akceptowali tylko biznesplany dające pewny zysk, bo na analizę bardziej skomplikowanych scenariuszy po prostu nie starczy im czasu.
 
Jeżeli tak mają wyglądać oszczędności w bankach, to na ożywienie gospodarki jeszcze długo trzeba będzie poczekać. System finansowy to krwiobieg biznesu. Bez jego pieniędzy żadna gospodarka nie wróci szybko do sił.

-
 
Dziękujemy za przeczytanie artykułu do końca! Zachęcamy do odwiedzenia naszego Facebooka, Twittera i YouTube. Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.


Czytaj poprzedni artykuł:
Jak obniżyć koszty paliwa
 Czytaj następny artykuł:
Koncert Bajm - wygraj Sylwestra na Dominikanie