Zaloguj się Załóż konto
Polish (Poland)English (United Kingdom)

W jednym z brytyjskich ZOO w ciągu czterech lat zdechło prawie pięćset zwierząt

W jednym z ogrodów zoologicznych w hrabstwie Kumbria w ciągu czterech lat zdechło prawie pięćset zwierząt. Radni zostali poinformowani o tym, że powinni odmówić przyznania placówce licencji na dalszą działalność.

Sprawa dotyczy South Lakes Safari Zoo w Dalton-in-Furness. Raport na temat działalności ogrodu w latach 2013-2016 przygotowali urzędnicy Barrow Borough Council. Działający przy radzie miasta komitet licencyjny zdecyduje o przyszłości placówki podczas spotkania, które zaplanowano na najbliższy poniedziałek – donosi Sky News.

To nie pierwszy skandal, który wstrząsnął zoo w Dalton-in-Furness. W maju 2013 roku jedna z jego pracownic, 24-letnia Sarah McClay, została zabita przez tygrysa sumatrzańskiego. Ogród ukarano grzywną w wysokości 255 tys. funtów. Kolejną karę, tym razem w wysokości 42,5 tys. funtów, nałożono w 2014 roku. Placówka przyznała się do złamania zasad bezpieczeństwa i higieny pracy po tym, jak pracownik spadł z drabiny w trakcie przygotowywania jedzenia dla kotów drapieżnych.

Wysłani przez rząd inspektorzy powiedzieli, że są przerażeni oczywistymi uchybieniami w kwestii pielęgnacji zwierząt. Ich zdaniem zoo jest przepełnione i źle zarządzane. Z danych wynika, że w ciągu czterech lat śmierć poniosło aż 486 zwierzaków, co dowodzi temu, że miejsce to jest nieprawidłowo prowadzone, nikt nie sprawuje kontroli nad rozmnażaniem, nie ma też żadnego programu ochronnego i leczniczego.

W dokumencie jest także informacja o tym, że ze względu na brak wolego miejsca eutanazji poddano siedem zdrowych lwiątek oraz pięć młodych pawianów.
-
 
Dziękujemy za przeczytanie artykułu do końca! Zachęcamy do odwiedzenia naszego Facebooka, Twittera i YouTube. Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.


Czytaj poprzedni artykuł:
D. Trump: To nie współczucie, ale bezmyślność pozwalać na niekontrolowany napływ imigrantów
 Czytaj następny artykuł:
Mężczyzna zmarł na raka, bo przychodnia przez trzy lata nie przekazywała mu wyników badań