Jakie byly Wasze poczatki... ??

Luźniejsze tematy, ogólne dyskusje, rozmowy o wszystkim i o niczym

MężczyznaPostNapisane przez zagmaster » 20 paź 2006, 17:17 Jakie byly Wasze poczatki... ??

Jakie byly Wasze poczatki w nowym kraju (Birmingham czy gdzie indziej ?) ? Gdzie mieszkacie(w jakiej dzielnicy)? Jak sie zmienilo Wasze zycie od przyjazdu?Czy przyjechaliscie sami i czy sprowadzaliscie swych znajomych? Piszcie czy sprawdzily sie Wasze przypuszczenia o "lepszym swiecie" ? Ile mieliscie ze soba pieniedzy i czy umieliscie jezyk ....czy sie poprawilo z biegiem czasu?

zagmaster
Przyczajony
 
 
Posty: 4
Dołączył: 9 paź 2006, 19:01
Reputacja: 0
Neutralny

MężczyznaPostNapisane przez Lukaas85 » 20 paź 2006, 18:46 Re: Jakie byly Wasze poczatki... ??

Zaczynalem od zera. 3 tygodnie od przyjazdu zostalo mi jakies 15L wiec nawet na powrot do Londynu nie mialem. Do tego jakis tydzien czynszu na pokoju w plecy..
dzis mam wspaniala prace, wlasne mieszkanie (tzn. mieszkam sam), zycie towarzyskie, dostalem awans i nie boje sie jutra. :wink:
Tu jest lepszy swiat, chyba nikt nie zaprzeczy. W Polsce musialbym nie wiem jak dlugo czekac na to co mam tutaj.
Jezyk sie polepszyl o tyle ze nie jestem rozpoznawany po akcencie :mrgreen:
What would Elvis do?
Avatar użytkownika
Lukaas85
Wtajemniczony
 
 
Posty: 1619
Wiek: 39
Dołączył: 20 cze 2006, 22:26
Lokalizacja: GłowaWłasnaOsobista
Reputacja: 1
Neutralny

MężczyznaPostNapisane przez DD » 22 paź 2006, 12:42 Jechać czy nie jechać? - historia na etapy podzielona

co do wątku o początkach to i ja coś skrobnę.

Wszystkie zdarzenia, firmy, osoby i czas nie są przypadkowe a fakty podane są wręcz celowo.
Tekst nie zawiera lania wody ani wymyślonych lub z palca wyssanych informacji.


Zatem - Jechać czy nie jechać?

Otóż, jako ktoś kto w PL mial firmę komputerową i władał angielskim już w PL wyjazd przez Tesco był swego rodzaju szokiem. Wiadomo, lata nauki, studia, 12 lat doświadczenia w branży elektronicznej i komputerowej a tu Tesco...

ale dobrze - od początku.


Etap 1 - Polska to piękny kraj

W Polsce nie bylo źle. W zasadzie to zostałem jednym z ostatnich bastionów patriotyzmu spośród moich znajomych, którzy chcieli wyjechac. Ale i mnie cos trafilo. Moja ukochana zawsze kiedy pojawiała się szansa wyjazdu jakoś mnie prostowała aby probować dalej tu. Sama skończyła studia, pracowała wtedy na uczelni i robi doktorat i jakoś nie w głowie nam było wyjeżdżać.
Ale ale... Po jednym z artykułów w Newsweek'u rodzice mojej ukochanej połówki podrzucili nam tę gazetę i po prostu coś drgnęło. Jak to możliwe, że gdzieś tam w Austrii, Francji, Anglii, Irlandii ludzie z mniejszym doświadczeniem, wiedzą (sami się przyznają do tego, że mają jedynie szczęście a reszta przychodzi teraz) zarabiają robiąc cokolwiek ok. 5 razy tyle co ja? A jednak możliwe. Polska to piękny kraj... owszem ale aby pojechać tam od czasu do czasu. Zatem biegusiem posługując się cytatem ze znanego Polskiego filmu przechodzimy do etapu 2.


Etap 2 - "Co ja tu k.... robię??"

Dokładnie tak wtedy pomyślałem. Lata doświadczeń w pracy, szerokie zainteresowania, w których mógłbym się odnaleźć zawodowo i zastanawianie się z czego czasem opłacic firmę i zainwestować kasę?? O nie. Nawet jako osoba zaradna bez większej kasy to szukać w PL nie ma co.
I zaczęło się poszukiwanie czegoś co można nazwać początkiem. Przeglądałem różne fora, ogłoszenia, pytałem znajomych i nieznajomych. W Naszym Pięknym Chorym Kraju coraz gorzej, w polityce bitwy, walki na noże itd., w biznesie nienajgorzej ale czy to szczyt marzeń? No nie. Zatem..


Etap 3 - Szukajcie a Was znajdą

W końcu powstało 3 stronicowe CV i rozpocząłem rejestrację w agencjach pracy, wysyłałem CV w odpowiedziach na ogłoszenia itd.

Po ok. półtorej tygodnia zaczeły przychodzić odpowiedzi i telefony (wbrew temu co się mówi w PL, że na PL numer nikt nie dzwoni. Może do sprzątania i na kuchnię nie ale do IT - owszem)
W kilku rozmowach padłem ponieważ nie jestem programistą ale pewnie gdybym powiedzial, że sie nauczę - kto wie. Ale, że nie widzę siebie jako programistę zawodowego to nie ściemniałem i pewnie dobrze bo można się wkręcić niepotrzebnie. Kiedy coś potrzeba dam radę sam spłodzić, ktoś wspomoże ale aby zawodowo.. No nie bardzo.
Dobra, idziemy dalej. Target to raczej coś bliżej komputerów sprzętowo. W końcu powiedziałem dość - przejrzałem ceny biletów i po telefonicznej rozmowie z Ukochaną połówką zapadł termin 15 czerwca. Sporo czasu do wyjazdu, wszystko zdążę pozałatwiać. Kupiłem od razu bilet w jedną stronę. Do Londynu - standard ale mam znajomych itd. Nie ma się czego bać.

Minęły ok. 3 tygodnie. Chwilowo zapomniałem o wyjeździe ponieważ otrzymałem zamówienie na trochę sprzętu i sporo czasu zajeło poskładanie. I nagle któregoś dnia telefon.. hm.. patrzę na numer - nie z Polski, nie z Anglii, odbieram - z Czech ale za to po Polsku Pani mówi. Duża międzynarodowa firma IBM. Rozmowa miała sens, Pani znalazła moje CV w jednej z agencji internetowych. Śmiechem-żartem i przeszedłem w pół godziny pierwszy etap rekrutacji. Dobrze jest? Niezupełnie. Doszło do tematu walutowego i pojawił się problem ponieważ nawet na początek okolice 1000 euro to jakoś mnie nie powaliło na kolana. Wybrzydzanie? Niekoniecznie - raczej zimna kalkulacja nowych wydatków i tego co można odłożyć - w końcu po to chce się wyjechać. Negocjacje nie dały rezultatu zatem poszukiwań ciąg dalszy.

Przeglądanie internetu dało jaśniejszy pogląd na sprawy formalne, które mogą przerażac ale wierzcie mi - nie takie to straszne. Tu wszystko można załatwić przez telefon. Za to w Polsce? Nie można na przykład odebrać osobiście dowodu osobistego bez różowej karteczki (przykład naszej przyjaciółki), ponieważ z pośpiechu się jej nie zabrało. Na nic pokazanie paszportu, prawa jazdy itd. Nie ma Pani karteczki? Nie będzie dowodu.
Ale to epizod. Nadeszła kluczowa niedziela. Wieczór przy piwku, czytam dalej notki, fora, wycinki z gazet i przewija sie już chyba z setny raz temat Tesco.
Wchodzę na ich stronę, formularz... co mnie szkodzi? Nic. Trochę szkoda się zmarnować ale w zasadzie kto mówi, że trzeba tam pracować całe życie? To nie Polska, gdzie kiedy się zacznie pracę jako sprzątaczka to pewnie tam się ją zakończy z emeryturą 480zł.

Formularz poszedł. Idę spać.


Etap 3a - Znaleźli, i co teraz?

Poniedziałek (zaraz po niedzielnym wieczorze z piwkiem)
Godzina ok. 10 rano, jestem u klienta, siedzę pod biurkiem i walczę z okablowaniem komputera. Telefon, numer z Krakowa, kumpel? kontrahent? ou.. Tesco.

Krótka piłka - 25 minut rozmowy i pierwszy etap za mną. Szybko zdecydowałem się na wyjazd niemal natychmiastowy ponieważ już wszystko mialem niemal pozałatwiane.
We środę spotkanie kwalifikacyjne w Krakowie i co? Gra muzyka. Wylot z początkiem czerwca. Trochę mnie gniotło bo jednak to nie to co chciałem. Zacząłem jednak z głową - zahaczyłem znajomych w temat czegoś do mieszkania. Okazało się szybko, że w Bham mieszka jeden z kolegów z grupy informatycznej oraz kuzynka Ukochanej.
Kiedy już dotarło, że wyjeżdżam pomyślałem o serwisach sprzętu komputerowego na miejscu i od czasu do czasu coś dłubie.


Etap 4 - Przylot czyli: Jestem w szoku - zaraz wracam.

Poranny lot z Krakowa minął spokojnie, słonecznie. Lądowanie również.
Ale tuż po przylocie nastąpił szok. Od otoczenia poczynajac na języku kończąc.
Mój pierwszy pobyt w Anglii i kontakt z prawdziwymi Anglikami. Wcześniej jedynie z anglomówiącymi - Szwajcarami, Niemcami, Szwedami. Oni mówią po angielsku tak jak my - Polacy. Pięknie i nic nie ucinając. Tu mówi sie inaczej, oj inaczej.
Zadekowany już w hostelu tuż nad knajpą poszedłem w miacho. Wszystko ładnie pięknie, brudno ale gdzie nie jest brudno. Parkingi pietrowe, bezstresowi ludzie, nawet w sklepach wszyscy wolniej zakupy robią. Pani przy kasie czeka na następnego klienta, a tegoż klienta nikt nie pogania. Wszędzie ludzie sami tworzą kolejki i nikt się nie wepchnie mówiąc "Ja tu stałem".
Ogólnie - jest ok.


(Miało być "Posłowie" lecz nie może być bo - sorry - ale źle się kojarzy więc będzie inaczej, kojarzy się z Gościem Niedzielnym ale to już lepsze skojarzenie niż z politykami, zatem)

Etap 5 - Słowo końcowe - Dzień napędza dzień

Nie wdając się w szczegóły - po dwu dniach pierwszy dzień w pracy, szkolenie i od tamtego czasu kręci się coraz lepiej. Mieszkam dalej u tego samego kolegi z grupy informatycznej.
Przyjechała do nas przyjaciółka i też mieszka z nami. Pracuje i także zaczyna się spełniac. (dla ścisłości - w Polsce pracowała kilka lat na kierowniczym stanowisku)
Moja kobieta ukochana tez jest już ze mną, pracujemy razem.
Zapisaliśmy się do college'u (czy jest psia kostka jakiś odpowiednik tego słowa w języku polskim? bo słowo "koledżu" ni w ząb mi nie pasuje)
We wspomnianym już wcześniej college'u zacząłem chodzić na kosza i zacznę niebawem kurs trenerski i sędziowski. A ponieważ w Polsce z powodu kontuzji przerwałem granie w kosza trenerka i sędziowanie pozwoli się ponownie spełnić i w tej dziedzinie.
Znajomość z kadrą college'u już zaowocowała wspólnym wyjściem do fitness clubu, do którego czasem wstępujemy.
W tym samym college'u znalazłem również ogłoszenie o pracę jako spec od sprzętu komputerowego i po rozmowie w ubiegły czwartek okazało się, że mam tę pracę. Dodatkowo o jako part-time póki co ale za to stawka jak w branży i do CV jest co dosmarować i wogóle kontakt z językiem, z ludźmi, uczniami, nauczycielami... bezcenne, ponieważ za wszystko inne zapłacisz kartą Mastercard.


Etapy kolejne - Plątanina pomysłów

Tu już wszystko zależy od kreatywności i charakteru. Jeśli jest się człowiekiem - wszędzie sobie poradzisz. Tu jedynie jest to o wiele łatwiejsze. Żyje się łatwiej i łatwiej ułożyć sobie wszystko w głowie. Zastanawiać sie trzeba jedynie co kupić a nie za co kupić.
Wszystko w Waszych rękach i mózgach.
I jeszcze jedna ważna sprawa; ludzie tu mówią, że Polacy robią się tu straszni, głupieją i że jeśli Polak Tobie nie zaszkodzi to już Ci pomógł.
Guzik prawda, jeżeli tak to znaczy, że zawsze tacy byli tylko pojawiły się możliwości aby wreszcie schamiec do końca (mam kilka takich przykładów ale to nie temat na rozmowy).
Są też Polacy świetni i zaje*iści wręcz (np. ja :) nie no żartuje z tym narcyzmem ale fakt, że dobrze się czuję i mam super znajomków i z nimi się dobrze bawimy i dużo rozmawiamy)

Bądźcie sobą, jeżeli czujecie coś nie tak w sobie to walczcie z tym i nie dajcie się wykorzystać. Na szczęście zawsze jest forum, na którym ktoś może podnieść na duchu lub napisać szczerze co z czym zjeść i jak nie dać rady aby dać radę.


Appendix - Przeprosiny

Przepraszam, że nieco przydługawy ten tekst ale jakoś tak mnie poniosło :)
Tym, którzy dotrwali do tego miejsca dziękuję i podziwiam ;-)
I cóż, życzę powodzenia wszystkim w poszukiwaniach swojej normalności i z całego serca życzę jej znalezienia.

DD
(poprawiłem PL znaki aby się Wam łatwiej czytało)
Ostatnio edytowano 22 paź 2006, 17:09 przez DD, łącznie edytowano 4 razy

DD
Stały Bywalec
 
 
Posty: 362
Wiek: 49
Dołączył: 29 maja 2006, 08:30
Lokalizacja: Dickens Heath
Reputacja: 4
Neutralny

MężczyznaPostNapisane przez Lukaas85 » 22 paź 2006, 13:40 Re: Jakie byly Wasze poczatki... ??

Gratuluje DD- znalazles prace w swoim fachu, co niewielu sie przytrafia.
Badzmy cierpliwi- marzenia sie spelniaja :wink:
What would Elvis do?
Avatar użytkownika
Lukaas85
Wtajemniczony
 
 
Posty: 1619
Wiek: 39
Dołączył: 20 cze 2006, 22:26
Lokalizacja: GłowaWłasnaOsobista
Reputacja: 1
Neutralny

MężczyznaPostNapisane przez zagmaster » 22 paź 2006, 18:16 Re: Jakie byly Wasze poczatki... ??

DD mam do Ciebie pytanko z troszke innej beczki :) A mianowicie tez planuje probowac szczesicia w Tesco :) i mam takie pytania , jak bys mogl odpowiedziec :) :
-mogles sobie wybrac teren gdzie bys chcial leciec czy ci go narzucili ?? ( obchodzi mnie to bardzo bo mam duzo znajomycj wl;asnie w okolicach Birmingham ( leamington spa coventry wolverhampton) )
-wszystkie warunki pracy byly spelnione?
-ile tam pracowales i co bylo jak znalazles nowa prace ?? Po prostu bez problemow sie zwolniles? Czy byly jakies problemy ? Bo chyba sie z nimi podpisuje umowe na przynajmniej rok jak mi wiadomo.

zagmaster
Przyczajony
 
 
Posty: 4
Dołączył: 9 paź 2006, 19:01
Reputacja: 0
Neutralny


  • Podobne tematy
    Odpowiedzi
    Ostatni post
Powrót do HYDE PARK