uważajcie na zamki (not castle)

sobota,
długi weekend się był zaczął,
pięęęęęękna pogoda, słoneczko, ciepełko,
wszyscy wyjechali, sąsiedzi też,
testowy jakoś został sam na chacie, bo jakoś tak,
no i stało się,
prawa Murphiego znienacka o sobie dały znać...
niczego nie spodziewający się testowy,
udał się tam gdzie wszyscy czasem udajemy się piechotą,
króla nie wyłączając,
ale o wyjściu mowy już nie było,
w tych cholernych angolskich drzwiach,
mają taki ichni wynalazek,
zamek,
ustrojstwo proste a tanie,
kluczowym elementem jest tulejka,
zrobiona ze stopu typu znal,
tanie, łatwe w obróbce, słabe i kruche,
tulejka ma ząb który wsuwa zapadkę po naciśnięciu klamki,
i można otworzyć drzwi,
i wrócić do świata,
ze słońcem, internetem, dracenką, kawą, żarciem, łóżkiem...
ale ząbek był pękł,
no i wyszło na to,
że trzeba będzie spędzić najbliższe kilka dni bez internetu.... itd...
w pomieszczeniu o wymiarach 0,8 x 1,3 metra,
drzwi wywalić się nie dało, bo otwierają się do środka,
ale prawa Murphiego miały pecha,
trafiły na testowego,
chyba pierwszy raz w życiu poszedłem do tego przybytku ze szpachelką w kieszeni,
nie pytajcie dlaczego, po prostu przypadek,
długo trwało zanim testowy wydłubał dziurę we framudze,
wcisnął zapadkę i wrócił do świata,
ale jeszcze w tę samą sobotę,
jeno na impreskę testowy już nie poszedł,
uważajcie na zamki,
przyjrzałem się owej angolskiej myśli technicznej,
to tylko kwestia czasu,
każdy z tych zamków musi się rozlecieć,
jak nie chcecie ryzykować,
i dawać satysfakcji prawom Murphiego,
to albo:
-zmieńcie zamki na nieangielskie,
-przeszlifujcie ząb zapadki by był skośny w dwie strony,
-przełóżcie zamki tak by skos był w drugą stronę,
trochę trudno się zamyka i jest luz przy zamkniętych drzwiach,
ale łatwo otworzyć popychając,
-albo trzymajcie we wszystkich pomieszczeniach młotki i dłuta,
ciekawe czy jeszcze ktoś z Was miał takie przejścia,
pozdrawiam wszystkich,
ze szczególnym uwzględnieniem angielskich inżynierów,
jeżeli tu jacyś są
:mrgreen:
długi weekend się był zaczął,
pięęęęęękna pogoda, słoneczko, ciepełko,
wszyscy wyjechali, sąsiedzi też,
testowy jakoś został sam na chacie, bo jakoś tak,
no i stało się,
prawa Murphiego znienacka o sobie dały znać...
niczego nie spodziewający się testowy,
udał się tam gdzie wszyscy czasem udajemy się piechotą,
króla nie wyłączając,
ale o wyjściu mowy już nie było,
w tych cholernych angolskich drzwiach,
mają taki ichni wynalazek,
zamek,
ustrojstwo proste a tanie,
kluczowym elementem jest tulejka,
zrobiona ze stopu typu znal,
tanie, łatwe w obróbce, słabe i kruche,
tulejka ma ząb który wsuwa zapadkę po naciśnięciu klamki,
i można otworzyć drzwi,
i wrócić do świata,
ze słońcem, internetem, dracenką, kawą, żarciem, łóżkiem...
ale ząbek był pękł,
no i wyszło na to,
że trzeba będzie spędzić najbliższe kilka dni bez internetu.... itd...
w pomieszczeniu o wymiarach 0,8 x 1,3 metra,
drzwi wywalić się nie dało, bo otwierają się do środka,
ale prawa Murphiego miały pecha,
trafiły na testowego,
chyba pierwszy raz w życiu poszedłem do tego przybytku ze szpachelką w kieszeni,
nie pytajcie dlaczego, po prostu przypadek,
długo trwało zanim testowy wydłubał dziurę we framudze,
wcisnął zapadkę i wrócił do świata,
ale jeszcze w tę samą sobotę,
jeno na impreskę testowy już nie poszedł,
uważajcie na zamki,
przyjrzałem się owej angolskiej myśli technicznej,
to tylko kwestia czasu,
każdy z tych zamków musi się rozlecieć,
jak nie chcecie ryzykować,
i dawać satysfakcji prawom Murphiego,
to albo:
-zmieńcie zamki na nieangielskie,
-przeszlifujcie ząb zapadki by był skośny w dwie strony,
-przełóżcie zamki tak by skos był w drugą stronę,
trochę trudno się zamyka i jest luz przy zamkniętych drzwiach,
ale łatwo otworzyć popychając,
-albo trzymajcie we wszystkich pomieszczeniach młotki i dłuta,
ciekawe czy jeszcze ktoś z Was miał takie przejścia,
pozdrawiam wszystkich,
ze szczególnym uwzględnieniem angielskich inżynierów,
jeżeli tu jacyś są
:mrgreen: