Też nie mogę pojąć jak można jeździć tylokrotnie dalej żeby był większy sklep.
Sekcja retail w biznesie już dawno zmienia sklepy na takie - które są w pewien sposób spersonalizowane do klientów. Po to macie wszystkie karty punktowe i lojalnościowe bo w ten sposób budowany jest profil sklepu. Do tego piękne spreadsheety sprzedaży, marży, obrotów i po niewielkim czasie masz wgląd, że nie opłaca się pakować np. asortymentu technicznego do Tesco Extra w dzielnicy XXX bo się słabo sprzedaje. Dalsza analiza wykazała np. że niedaleko jest duże B&Q obok którego stoi Sainsbury, więc Tesco nie będzie na siłe wprowadzać asortymentu który i tak im się nie sprzedaje a zamiast tego mają np. szerszy zakres produktów biurowych czy szkolnych. Stąd może się wydawać że jedziesz do hipermarketu w którym nie ma tego co szukasz mimo że w innym mniejszym sklepie odnajdujesz się o wiele lepiej. W Polsce też to powoli wprowadzają. Niestety nam jako konsumentom pozostaje dostosowywać się do zmieniających się realiów i odzwyczaić się od nawyków konsumenckich że hipermarket ma "wszystko".
Z drugiej strony podpowiem że zakupy online są o wiele lepsze a w szczególności tutaj (pamiętam jak Piotr i Paweł wprowadzał taką usługę w Polsce i na początku to w ogóle nie przeszło). Sainsbury's, Waitrose, Ocado, Morrisons, Tesco - klikasz, zamawiasz, kwestia gdzie wygodniej pod względem np. dostaw. Oczywiście nie ma co liczyć że zamawiając w piątek rano będzie dostępny "slot" na dostawę na 10-tą rano w sobotę, ale zdarzają się wyjątki. Polecam spojrzeć kiedyś na podsumowanie podróży i rachunków (nie tylko za zakupy i paliwo) jak to wygląda jak "jeździcie" do sklepów. W pewnym momencie jest to strata czasu i pieniędzy, w szczególności jeśli zakupy robicie "raz na tydzień" uzupełniając braki w lodówce i zamawiając świeże warzywa i owoce. Okazuje się że nawet w największym ulubionym sklepie akurat nie ma kilku produktów z listy aby ciągle podjeżdżać do innych sklepów aby "dobrać" te brakujące. Nie mówię że zakupy online są 100% rewelacyjne, bo zdarzają się wpadki i brakujące rzeczy, ale rzadziej niż zakupy na miejscu
(a przy okazji i drzwi nie obiją na parkingu)