Wiadomości
Londyńczycy mają dość zagranicznych milionerów.
"Zabrońmy kupować im domy" - nawołuje do tego jeden z wpływowych brytyjskich think tanków. Londyńskie inwestycje bogaczy z zagranicy sprawiły, że dla miejscowych nieruchomości są zbyt drogie.

Na jednej z najdroższych ulic w Wielkiej Brytanii, Bishops Avenue w północnym Londynie, jest długi odcinek, na którym co trzecia posiadłość straszy pustkami. Spośród tych niezamieszkanych domów 10 należy podobno do ludzi powiązanych z saudyjską rodziną królewską. Kupili je na przełomie lat 80. i 90. i traktują jako inwestycję.
Znakomitą, bo od tego czasu ceny nieruchomości na Wyspach znacznie wzrosły. Bańka na rynku pękła w 2008 r., ale co z tego? Coraz częściej słychać głosy, że rośnie kolejna.
Z danych Biura Statystyk Narodowych wynika, że od listopada 2012 r. do listopada 2013 r. przeciętna nieruchomość w kraju zdrożała o 5,4 proc. W Londynie zaś aż o 11 proc.
Ceny w większości regionów wciąż jeszcze są wyraźnie niższe niż w 2007 r. Ale nie w stolicy. Tu, według agencji nieruchomości Savills, luksusowe posiadłości są już o 27 proc. droższe niż siedem lat temu. Drożeją też tańsze nieruchomości. W opublikowanym w poniedziałek raporcie grupa ekonomistów z EY Item Club ostrzega, że w 2018 r. dom w Londynie będzie kosztował średnio ponad 600 tys. funtów (obecnie 450-480 tys.).
Gdyby zwyżka wynikała tylko z bogacenia się londyńczyków, ekonomiści zapewne nie biliby tak głośno na alarm. Jednak napędzają ją bogacze z Rosji, Malezji, Singapuru, Chin czy Arabii Saudyjskiej, którzy kupują londyńskie nieruchomości niemal hurtowo, licząc na dalsze wzrosty. Według agencji nieruchomości Knight Frank w ciągu ostatnich dwóch lat w ręce cudzoziemców trafiło aż 73 proc. nowych domów w centrum Londynu. Jak pisze "Guardian", rosyjski oligarcha i właściciel klubu piłkarskiego Chelsea Londyn Roman Abramowicz oraz b. wiceprezes koncernu naftowego Jukos Konstantin Kagałowski upodobali sobie ekskluzywne dzielnice Belgravia, Knightsbridge i Kensington and Chelsea.
Spekulacyjne szaleństwo uderza w wielu Brytyjczyków, nawet tych w miarę zamożnych. Uniemożliwia im kupno własnych czterech ścian i skazuje na życie "na wynajmowanym". Co też jest niełatwe, bo czynsze idą w górę. - To jakieś szaleństwo. Wypychają nas coraz bardziej na przedmieścia - mówi "Wyborczej" George Shaw, emeryt z południowego Londynu, który miesięcznie wydaje na czynsz i rachunki 800 funtów, czyli równowartość ok. 4 tys. zł. - A to i tak mieszkanie od gminy, za które płacę 80 proc. ceny rynkowej. Gdybym nie miał sporych oszczędności, nie byłoby mnie stać na mieszkanie tutaj - dodaje.
Raport EY Item stwierdza wprost, że londyński rynek nieruchomości "zasadniej byłoby traktować jako rynek inwestycyjny niż mieszkaniowy". Laburzyści szacują, że aż 50 tys. domów w Londynie stoi pustych.
Dlatego wpływowy brytyjski think tank Civitas zaproponował w innym raporcie "Finding Shelter", by zabronić cudzoziemcom spoza Unii Europejskiej kupowania domów na rynku wtórnym. Nowe mogliby nabywać tylko wtedy, gdyby przekonali specjalny urząd, że przyczynią się do zwiększenia ogólnej liczby mieszkań, np. inwestując w projekt deweloperski. Podobne przepisy obowiązują już w Australii.
Rządzący konserwatyści pozwolili już gminom o połowę zwiększyć lokalny podatek od nieruchomości, które stoją puste od co najmniej dwóch lat. Na razie samorządy rzadko korzystają z tej możliwości. Opozycyjna Partia Pracy obiecała, że nawet podwoi podatek, ale czy kilkaset funtów "kary" rzeczywiście podziała na rosyjskich czy bliskowschodnich multimiliarderów?
Laburzyści chcą też, by nowe mieszkania proponowano najpierw londyńczykom, a dopiero potem sprzedawano inwestorom z całego świata. Nalegają również, by skuteczniej walczyć z unikaniem podatków przez zagranicznych właścicieli, którzy twierdzą, że kupili nieruchomość nie jako inwestycję, tylko "drugi dom". W tym celu stawiają tam nawet kilka tanich mebli.
Takie postulaty podobają się lewicowym wyborcom, ale już nie liberałom, którzy utyskują, że to zbyt duża ingerencja w wolny rynek. Dlatego rządzący konserwatyści koncentrują się przede wszystkim na dopłatach dla kupujących pierwsze mieszkanie i zwiększeniu podaży, a nie ograniczaniu popytu na nieruchomości. Rząd podkreśla też ogromną rolę zagranicznych inwestorów w budowaniu mieszkań dla Brytyjczyków.
Źródło:wyborcza.pl
środa, 05 lutego 2014 05:42
-
Dziękujemy za przeczytanie artykułu do końca! Zachęcamy do odwiedzenia naszego Facebooka, Twittera i YouTube. Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.
Skomentuj używając konta Facebook
Lub zaloguj się aby użyć konta bham.pl
Czytaj poprzedni artykuł: Koniec przecen alkoholu w Wielkiej Brytanii | Czytaj następny artykuł: Matka oskarżona o morderstwo synka poczeka na rozprawę w areszcie |
Gorące Tematy
Podróżny niewpuszczony na pokład Ryanair w Wielkiej Brytanii mimo ważneg…
Bank Anglii podejmie trudną decyzję. Wpłynie na finanse milionów mieszka…
Wielka Brytania wprowadza nowe zasady dodatków 150 GBP na rachunki za en…
8 niezwykłych plaż w Wielkiej Brytanii, które warto odwiedzić latem 2025…
Popularna linia lotnicza ogłasza 4 nowe trasy z Wielkiej Brytanii
Ceny w supermarketach w UK wzrosły nawet o 115%. Czekolada, ser i jogurt…
Najnowsze zmiany HMRC będą kosztować podatników w Wielkiej Brytanii 480 …