Zaloguj się Załóż konto
Polish (Poland)English (United Kingdom)

Pozwy o alimenty z Anglii. Po polskiej fali emigracji coraz więcej takich spraw

Nawet po kilka lat trwają sprawy o alimenty, ściągane przez Polki, czasami przez Polaków, od byłych partnerów z Anglii. Jak ustaliliśmy, takie procesy są długie, skomplikowane, a po drodze pojawia się masa problemów. - Ciągle słyszę, że to jest sprawa zagraniczna i musi trwać. Tylko ile można czekać? - pyta pani Katarzyna, która walczy o ustalenie ojcostwa i o alimenty. Walczy od kilku lat, a końca sprawy nie widać.

Pani Kasia swojego brytyjskiego partnera poznała przez internet. Wydawał się opiekuńczy, wrażliwy, wyrozumiały. Samotnie wychowywał syna. Para najpierw długo rozmawiała w sieci, potem spotkali się w Polsce, a w końcu podjęli decyzję, że zamieszkają w Wielkiej Brytanii.

Nasza rozmówczyni podkreśla, że to była wielka miłość oraz świadomy i przemyślany wyjazd za granicę. Tyle że tam zaczęły się problemy: przemoc fizyczna i psychiczna. - Uzależniał mnie od siebie finansowo, wmawiał mi nieistniejące romanse, oczerniał mnie przed wszystkimi, byłam zastraszana. Musiałam się spowiadać niemal z każdej minuty, na przykład dlaczego, jak był w pracy, odebrałam telefon dopiero po trzecim dzwonku. Potrafił mnie budzić w nocy i przepytywać - opowiada przez łzy pani Katarzyna.

W Anglii była z synkiem, który akurat wtedy poszedł do szkoły; zaszła też w drugą ciążę. Jak mówi, uciekła, gdy przemoc zaczęła się jeszcze bardziej nasilać. Najpierw zamieszkała u sąsiadki - Brytyjki. - Bardzo mi pomogła. Podobnie jak dyrektorka szkoły, do której chodził syn - mówi.



Dzięki nim wróciła do kraju jeszcze przed urodzeniem drugiego dziecka. Gdy na świat przyszła córeczka, a były partner nie poczuwał się do bycia tatą, w połowie 2010 roku wystąpiła do sądu w Polsce o ustalenie ojcostwa i przyznanie jej alimentów na dziecko. Wtedy zaczęły się problemy.

Na początku nie zdawała sobie sprawy, na co się porywa. Jak mówi, racja jest po jej stronie, ale sprawa - z pozoru banalna i prosta - ciągnie się już trzeci rok. Wszystkie pisma muszą być tłumaczone, były partner się odwołuje, odwołał się m.in. od wyroku, który miał zakończyć proces. - Dostał wezwanie z nakazem zapłaty, ale stwierdził, że nic o tym wyroku nie wie - opowiada pani Kasia. Wynajął w Polsce adwokata i ciągle walczy; do dziś nie ma wyników badań na potwierdzenie czy wykluczenie ojcostwa. Wcześniej był też okres, gdy trudno było namierzyć, gdzie mieszka. - Każdy wie, że w Wielkiej Brytanii są problemy z wieloma rzeczami, nawet z uzyskaniem pisemnego potwierdzenia odbioru pozwu przez pozwanego. Ale moim zdaniem, nic się z tym nie robi, sama ciągle muszę interweniować, chodzić, prosić, dopytywać - mówi kobieta.

O pomoc prosiła wielu. Kilka miesięcy temu napisała do rzecznika praw dziecka ale, jak mówi, pomocy nie uzyskała. Za to niedawno została przez pracowników biura rzecznika zaskoczona w inny sposób. Okazało się, że po mailach, które były partner wysłał do sądu, oskarżając panią Katarzynę o znęcanie się nad starszym synem, rzecznik praw dziecka poprosił opiekę społeczną o opinię na temat kobiety. - Opinia jest bardzo dobra, syn uczy się dobrze, nie ma z nim problemów, żadne okoliczności nie wskazują na to, że jest choćby w stopniu minimalnym zaniedbany czy działaby mu się jakakolwiek krzywda - mówi pani Kasia. Jest jej przykro, że jej zgłoszeniem (jak na razie) się nie zajęto.

Jeszcze nie tak dawno wielu Polaków, ale i wiele Polek wyjeżdżało do Wielkiej Brytanii do pracy. Poznawały Brytyjczyków, pojawiały się związki, potem dzieci. Ostatecznie jednak część kobiet zdecydowała się wrócić do Polski, na przykład, tak jak pani Katarzyna, z powodu przemocy. Teraz walczą o alimenty.

Spraw jest wiele, tylko w Lublinie ponad 170 (łącznie z tymi w archiwum, które jednak w każdej chwili mogą być wznowione), wśród nich jedna, tocząca się od 2006 roku. - Nie możemy wyegzekwować żadnych należności, mimo że człowiek pracuje, ma środki na płacenie, ale biurokracja, z którą się spotykamy w Wielkiej Brytanii, jest bardzo duża. Ten człowiek ma prawo do kwestionowania wyroku sądu polskiego, może się wielokrotnie odwoływać. Przemieszcza się z jednego państwa do drugiego i jest w pewien sposób chroniony - mówi Małgorzata Stec-Szewczyk z Działu Obrotu Prawnego z Zagranicą w Sądzie Okręgowym w Lublinie.

Trudno ustalić ogólną liczbę spraw o alimenty z Anglii prowadzonych w sądach w Polsce. W większości słyszymy, że takich statystyk nikt nie prowadzi (w Lublinie udało się policzyć).

Wiadomo, że generalnie nie są to procesy krótkie. - Zazwyczaj sprawy takie trwają powyżej 12 miesięcy - informuje sędzia Waldemar Żurek z Sądu Okręgowego w Krakowie. W sądzie w Warszawie ustaliliśmy, że sprawy rozwodowe, w których są dzieci, a pozwany mieszka poza Polską, trwają nawet kilka lat. Jeśli chodzi o liczbę wniosków o egzekucję alimentów za granicą to - jak informuje Magdalena Młynarczyk-Zugaj z Sądu Okręgowego w Warszawie, w 2007 roku w Wielkiej Brytanii było 8 takich wniosków, a w 2012 - 17. W 2007 roku pojawiały się kwoty alimentów w wysokości 400 zł miesięcznie, dziś sięgają 1500 zł.

Do 2011 roku sądy pracowały w oparciu o Konwencję Nowojorską, która dawała ograniczone możliwości dochodzenia alimentów od dłużnika z zagranicy. Gdy do sądu trafiała informacja, że nie wiadomo, gdzie taka osoba mieszka, sprawa niejako automatycznie wędrowała do archiwum. Teraz jest inaczej, specjalna regulacja Rady Wspólnot Europejskich daje możliwość poszukiwania dłużnika za pośrednictwem różnych zagranicznych agend. - Dziś rzeczywiście zdecydowanie zwiększyła się liczba spraw, które są fizycznie prowadzone - dodaje Stec-Szewczyk.

Kobiety idą do sądu m.in. dlatego, że są do tego obligowane przez MOPR. Jeśli chcą pobierać świadczenia alimentacyjne (wypłacane przez opiekę społeczną), to muszą wykazać, że aktywnie poszukują dłużnika za granicą, chcą od niego wyegzekwować alimenty i w tym zakresie nie spoczęły na laurach.

A problemów z walką o alimenty jest wiele. W Wielkiej Brytanii nie ma obowiązku meldunkowego, więc dłużnicy próbują się ukrywać, jednak poszukiwania najczęściej okazują się skuteczne - w 80 proc. udaje się ustalić miejsce zamieszkania takiej osoby.

Kolejna sprawa to przepisywanie swoich majątków na konkubiny czy na dzieci z innego związku. Mimo wyroków z Polski, Brytyjczycy najczęściej sami badają sytuację wierzyciela, a ten - by nie płacić - pozbywa się majątku.

Wykazuje, że jest biedny jak mysz kościelna i utrzymuje się tylko z zasiłków. Sąd brytyjski bierze to pod uwagę i wstrzymuje egzekucję albo wydaje własny nakaz zapłaty. - Dłużnikowi musi wystarczyć pieniędzy na tak zwane minimum egzystencjonalne , a tu kwoty w różnych krajach są różne - mówi Stec-Szewczyk.

Bardzo często brytyjskie sądy obniżają też wysokość zasądzonych w Polsce alimentów. - Kwoty są czasami sporo niższe - mówi Stec-Szewczyk i dodaje, że nie pamięta sytuacji odwrotnej, by angielski sąd kwotę alimentów podwyższył.



Źródło: gazeta.pl

-
 
Dziękujemy za przeczytanie artykułu do końca! Zachęcamy do odwiedzenia naszego Facebooka, Twittera i YouTube. Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.


Czytaj poprzedni artykuł:
Centrum sztuki w West Bromwich zostanie zamknięte
 Czytaj następny artykuł:
Wielka Brytania przeżywa demograficzny boom